Stojąc na interesująco powyginanym czarnym obiekcie wznosił swoją dumną głowę. Miał do tego powód. Oto przebył tysiące kilometrów bez użycia żadnej przestarzałej technologii, wytworu sztucznej inteligencji. Odkąd miliony lat temu biotechnologowie ogłosili swe zwycięstwo nad maszynami, które stworzyli ich przodkowie, żadna z żywych istot nie była tak świadoma swego geniuszu. Wiele lat intensywnie prowadzonych badań zaowocowały miniaturyzacją super rozwiniętego mózgu i wiele maszyn przestało być potrzebnych. Zmniejszenie ciała i zmiana jego proporcji dzięki zaawansowanej bioinżynierii genetycznej rozwiązała problemy adaptacji w niekorzystnym środowisku. Niepotrzebne były ubrania, pojazdy latające, fabryki pożywienia. Geniusz objawił się w rozwiązaniu najprostszym. Bioinżynieria genetyczna zamiast zmieniać świat, przekształcała organizmy w trwały sposób, zachowując ciągłość gatunku. Dzięki niej jakiekolwiek urządzenia zewnętrzne przestały być potrzebne. Wszystko zapewniały dodatkowe obwody w mózgu i wytrenowany umysł od najmłodszych lat, pod kierunkiem starszych, bardziej doświadczonych.
Coś jednak wkradło się z niepokojem do nadumysłu kapitana Wrony. W pogodny letni dzień patrzył na jedną z pozostałości prakultury niedoskonałych istot, które tworzyły masę niepotrzebnych nikomu obiektów. Czy na pewno do czegoś nie służyła? W zbiorowej nadpamięci jego rodziny przekaz był jasny. Człowiek, znając swą niedoskonałość w zetknięciu ze światem w jakim mieszkał - czuł się bardzo samotny i nieszczęśliwy. Czuł, że mimo doskonałości swego umysłu (o, jakże mało wiedziała o doskonałości prarasa, która zanikła wskutek rozwoju własnej technologii), nie potrafi sobie poradzić z najzwyklejszym planetarnym kataklizmem, kilkutysięcznokilometrową odległością, zachowaniem własnego zdrowia, bez maszyn które skonstruował. Więc budował różne obiekty, które poprawiały mu na jakiś czas samopoczucie i utwierdzały we własnym geniuszu.
Lecz była to ślepa uliczka. Im więcej człowiek korzystał z maszyn, tym rzadziej z własnego umysłu. Przez wiele pokoleń zdawał się nie zauważać, że miast ewolucyjnie rozwijać się, jego mózg degenerował.
Nie uszło to jednak uwadze biotechnologów. Rozpoczęli eksperyment na niewielką skalę. Udało im się w tajemnicy przeprowadzić doświadczenia genetyczne na grupie kilkuset ochotników. Głównym celem miało być odnalezienie lekarstwa na niszczące ich tkankę mózgową niewielkie guzy. Okazało się, że zmodyfikowany musiał zostać całkowicie cały ich genotyp. Próbując ratować ich życie, naukowcy odkryli możliwość stworzenia nowego gatunku. Zastosowano unikalną biotechnologię miniaturyzacji struktur komórek mózgowych, które potrzebowały mniej miejsca, za to odznaczały się niewiarygodnymi zdolnościami intelektualnymi. Człowiek miał sięgnąć dalej niż udało się to zrobić komukolwiek do tej pory. Eksperyment pozornie nie powiódł się. Żaden z ochotników nie żył zbyt długo po operacji. Mając w pamięci dotychczasowe życie, ochotnicy szybko popadli w obłęd, a zniszczona nadmiernym obciążeniem psychika rozpadła się. Ciało bez niej popadło w śpiączkę, mózg obumarł. Ale naukowcy nie poddali się. Mając próbki genotypów postanowili spróbować jeszcze raz. Powstało pokolenie dzieci ochotników. Genetycznie zmodyfikowani, nie przypominali w niczym swych praprzodków. Z genialną samowystarczającą inteligencją poradzili sobie lepiej, ponieważ rozwijała się ona nie skokowo, ale naturalnym tempem. Nie musieli korzystać z żadnych urządzeń. Porozumiewali się telepatycznie zachowując pamięć pokoleń (ograniczeniem była tylko pamięć komórek mózgowych przodków). Rozwijali się w laboratoriach, potem przejęli przestrzeń Ziemi, gdy degradacja mózgu ludzi spowodowała zanikanie ich liczebności i w konsekwencji całkowite wymarcie. Nowy gatunek, będący ubocznym produktem tryumfu bioinżynierii - mógł rozwijać się bez przeszkód na zgliszczach starej kultury.
11 komentarze:
Nadchodzi Wegańska Rewolucja! ;-D
Nawet Hitchcock by tego nie wymyślił ;)
O rany lavinka, to Twoje? Chodzi o tekst oczywiście ;)
Ja tak mogę długo, jak mnie najdzie. Oszczędziłam Wam czasu, skupiając się na zarysie wstępu (tak to jest jak człowiek nie ma pomysłu na wpis z sensem, to pisz co mu ślina na język). Ale pomysł muszę zapamiętać, może kiedyś się zmuszę do napisania czegoś dłuższego. Od 10 lat się jednak nie zebrałam (odkąd zaczęłam rzeźbić opowiadania o Drecnym i inne, o Pustułce Piegowatce) :)
Lavinko iście lemowska wizja :)))super, zmobilizuj się i napisz coś dłuższego! pozdrawiam :)
Pod wrażeniem :-))
interesująca koncepcja.
a co z obeliskami? naprawdę już są zbędne? trochę szkoda.
A czy Pustułkę Piegowatkę mogłabyś jakoś zwizualizować? Nadal jestem pod wrażeniem tej lektury i pełen kompleksów ;)
O - czyli zalegalizowali, ale jakoś po cichu bo nic w mediach nie było. I działa!
Naaa, to od nadmiaru czytania książek zalegających w mieszkaniu Tomiego. Wszystko mi się kojarzy ;)
Mnie sie ten tekst bardzo podoba, zdjecia tez:)
sad.a.5
Prześlij komentarz