Kolejna Akcja GTWb w której, jak co miesiąc, uczestniczę. Ile to już lat. Dziś będzie o klockach z perspektywy mieszkańca, dla którego klocek jest ogromnym, mieszkalnym wnętrzem. Klockiem z oknami, z ciepłym łóżkiem i bieżącą wodą. Ze sprawną toaletą i innymi mediami, które wymieniane są regularnie, nie raz na sto lat. Dla olbrzymów klocki, dla ludzi dom i ciepły spokojny zakątek. No może z wyjątkiem chwil, gdy sąsiad z góry coś kombinuje z wiertarą ;)
38 komentarze:
Wszystko to prawda, i również że tak jak kiedyś własne mieszkanie to nadal przedmiot pożądania, zwłaszcza dla młodszego pokolenia.
Świnto Prowdo, kumie. :)
Wiercenie to wiercenie, gorzej jak zaleje :-)
Ja mam skrzywienie, ale lubię klockowiska i nic na to nie poradzę. Ale tylko te PRL-owskie; nowych już niet.
Tak... cokolwiek by nie powiedzieć o PRL, a zwłaszcza o dekadzie Gierka gdyby nie te bloki to cóż, mielibyśmy dziś favele. A u nas niestety klimat nie po temu ;) Wtedy mieszkanie nie było jeszcze towarem, na szczęście zwłaszcza dla tamtego pokolenia, następnego i zapewne jeszcze następnego.
To ja byłam tą z góry, która zaleła sąsiadów w takim własnie wieżowcu. Obecnie mieszkam w 3 piętrowym kolocusiu na 3 piętrze i jest mi dobrze. Tylko raz dach mi przeciekał.
Pozdrówka.
tak, to tragedia, że mieszkanie jest towarem i w zasadzie dobrem lukusowym. druga, to że mieszkanie w takiej szuflandii stanowić może szczyt marzeń... :(
są miejsca na ziemi, gdzie de Veloper jest zobowiązany wybudować część mieszkań komunalnych, jeśli buduje na działkach od gminy.
a gdzie w Marinie Mokotów mieszkania socjalne?
Niemal nienormalne jest, że w XXI wieku zakup mieszkania większego niż 20-25 jest wydarzeniem na miarę podboju kosmosu.
A sąsiadów z wiertarką śmiesznie kiedyś opisał Tomasz Beksiński w felietonie 'Młotek człowiekowi sąsiadem' :-)
@Sławomir: Przez większość życia mieszkałam na poddaszu, więc jeśli mnie co zalewało, to od dachu (niestety bywało że często, ostatnio mniej). Wiercenie niosło się kilka pięter i na boki, także było bardziej uciążliwe. kiedyś też parę razy zalaliśmy sąsiadów z dołu (wadliwa pralka). Na szczęście teraz od lat mamy porządną i takie akcje nam nie grożą.
@Marcin: to tak jak ja, inne natężenie betonu, więcej zieleni.
@Wariag: Nie wyobrażam sobie faveli przy -20 stopniach w nocy... a pzrecież trochę biedoty tak mieszkało na tych terenach latami... brrr...
@Hanula: Ja teraz tez na trzecim i brakuje mi windy odo wożenia roweru (chyba tylko do tego) :)
@Er: Nie za dużo takich miejsc na ziemi. U nas przynajmniej jeszcze są w miarę sprawne blokowiska, w Ameryce Południowej czy w Azji już tylko slamsy....
@Rock: Nawet 20m to jest podbój z kosmosu. Kluczem jest nie tylko miejsce gdzie się buduje (stolica i większe miasta odpadają) ale i sama zdolność kredytowa, której nie ma ponad połowa Polaków. Trochę słabo :/
Nawet bardzo słabo :-( 30-35 lat kredytu oraz wszystkie inne przyjemności także na kredyt. No chyba, że ktoś ma wysoką pensję.
A ja lubię klockowiska przedpeerelowskie (tak od lat dwudziestych do 1949 i urzędowego zadekretowania socrealizmu na pięciolatkę 1949-56).
Ładnie napisane..:)
Dobry tekst, Lavinko, ilustracja tez,
pozdrawiam:)
sad.a.5
@lavinka, marcin - tak, zdecydowanie PRL-owskie blokowiska, właśnie ze względu na zieleń. Niestety od kilku lat zieleni u nas ubywa kosztem miejsc parkingowych. Zwłaszcza ostatni rok to jakiś jeden wielki obłęd :(
No tak, przecież delikwenci muszą "gdzieś" parkowac. U mnie na Wawrzyszewie jest jeszcze ciekawiej. Kiedyś było sporo placów parkingowych, które teraz spółdzielnia zaczyna zabudowywać nowymi blokami. Albo miasto odsprzedaje ziemię deweloperom. Nowi mieszkańcy będą mieli parking podziemny, starzy.... no cóż.
Za Gierka olbrzymy miały kłopoty żołądkowe, dlatego klocki sadziły masowo i chaotycznie.
Jeśli projekty urbanistyczne nazywasz chaosem, to jak nazwać obecny "nieład" w jakim powstają osiedla? Tylko Wilanów miał sensowny projekt urbanistyczny, którego i tak nie zrealizowano (wywalono park, główna ulica nadal jest porośnięta chwastami).
Ech, ja jeszcze pamiętam jak przed klatkami rosły u nas róże a na trawnikach stawiano tabliczki "Szanuj zieleń". Jako licealiści "odrabialiśmy" czyny społeczne sadząc na osiedlach drzewka, krzewy i kwiaty. Może dlatego wychodzę z nerw widząc jak to wszystko teraz jest unicestwiane?
Za mojego dzieciństwa już zaczynały rozjeżdżać wszystko samochody, ale jeszcze było gdzie iść na spacer. Coraz mniej takich miejsc. :(
A nas starzyzna ganiała z podwórka (bardzo małego) bo uważała, że niszczymy trawniki, których prawie nie było, i zrobiony z cegły domek chroniący kosze na śmieci.
@astrowiktor - chyba za "późnego Gierka" ;) Gdzieś do 1974 u nas przynajmniej budowano w miarę rozsądnie. Mieszkanie np M-3 było funkcjonalne, ustawne i z przyjemną kuchnią. Później faktycznie zaczął się wyścig "osoboizbowy" i powstawały np mieszkania 54 metrowe z ... 4 pokojami.
A mnie się marzy chatka na wsi, w górach...
może być taka dla krasnoludka;)
Wariag: Przeciwnie. 3paki 54 powstawały w latach 50 za Gomółki(nawet były specjalne przepisy ograniczające wielkość pokoju czy kuchni). Za Gierka mieszkania były już większe, 2pak przynajmniej 40m, 3pak 50-70. To już prawie tyle co teraz. Natomiast gomółkowskie osiedla były zdecydowanie niższe i bardziej przyjazne mieszkańcom urbanistycznie. Ale zazwyczaj bez wind i innych udogodnień. Gierek to przede wszystkim ogromne osiedla na peryferiachna równie ogromnych połaciach zieleni, dzięki którym udało się upakowac ogromny wyż demograficzny urodzony po wojnie. I przy okazji pochodną tego wyżu - wyż z przełomu lat 70 i 80.
@lavinka - i cóż mam powiedzieć? Mama mieszka w bloku z 1960 (pow. 53 m - 2 pokoje), ja w bloku z 1975 (pow. 55 - 4 pokoje). Zgadza się z Twoja tezą jedynie ilość kondygnacji ;)
Aże się zdziwiłam, bo w warszawskich osiedlach Gierek to była jednak nowa jakość. Widać nie w całej Polsze. Poza tym teraz doczytałam, że chlapnęłam Gomułkę prze ó! Pardon.
@lavinka - no bo "za Gomółki suche bułki" Może się pomylić ;) Poza tym Powojenny wyż demograficzny upychano jeszcze za Jaruzelskiego. Mnie upchnięto dopiero w 1993, już za Suchockiej ;) I tylko ci mieli szczęście, którzy w końcu 1989 mogli wykupić mieszkania na własność po preferencyjnych cenach. Stanowiło to wówczas 2-3 średnie pensje ponieważ większość była umarzana. W 1990 wszedł już plan Balcerka i po ptokach :(
Moja mama się nie doczekała. Udało się nam rotacyjne wykupić za 7zł za czasów reformy Kaczyńskiego, którą zablokowali po roku. Dobre i to, przynajmniej wkład się jako tako zwrócił.
@lavinka - przepraszam ale nie dowierzam własnym oczom: za siedem złotych?
Cóż za refleksyjny wpis :)
@Wariag: 7zł z groszami plus 500zł za notariusza. :)
Za 7zł?? Jak to??
Tyle wyszło w przeliczeniu na metr po odjęciu wkładu, który mieliśmy już zgromadzony, ale nie starczał on na zakup nowego mieszkania. Jak nie przepadam za PiSem, to mi Kaczyński zrobił interes życia niechcący. :)
Ponoć wkład własny jest bardzo ważny. Pytanie tylko - jak wielki ;-)
Nasz był na 3 pokojowe mieszkanie, ale zdewaluował się do 30 tysięcy (kochana inflacja lat 90). Sam wiesz ile mieszkań za to można kupić. :(
Może na klamkę starczy ;D
@lavinka - no to interes życia zrobiliście:) I to dzięki PIS - no, no,... nieznany raczej fragment naszej współczesnej historii. Wkład na mieszkanie lokatorskie wynosił 10% jego wartości, a na własnościowe 20%. Gdy inflacja zaczęła galopować ciągle wzywano nas do spółdzielni i żądano dopłaty do wkładu. Było to dołujące :( Dość powiedzieć, że w styczniu 1990 Balcerek ustalił oprocentowanie kredytów mieszkaniowych na 60 % - W SKALI MIESIĘCZNEJ. Niby były jakieś premie gwarancyjne na książeczkach mieszkaniowych ale kudy im tam było do tak wściekłego oprocentowania kredytów.
Co do kwestii zieleni i odstępów między blokami z czasów PRL.
Obecnie architekci który przyłożyli rękę do zaprojektowania 'blokowej' Warszawy, uważają obecnie, że to jest marnotrawstwo przestrzeni i cennych gruntów.
Znam ten pogląd. I że w Barcelonie (centrum) jest fajniej. Co mnie obchodzi Barcelona??? Hrr.
Prześlij komentarz