Aktualności

Blog jest aktualizowany rzadko, ponieważ nieczęsto bywam w Warszawie. Ale czasem coś wrzucę.

niedziela, 24 lipca 2011

=== Zupełnie daleka wyprawa do Alzacji ===

Rowerowa oczywiście, dojazd na miejsce za pomocą pociągów, niektóre podjazdy pod przełęcz busem. Dokładna relacja na bikestatsach. Fotki w albumach poniżej.



Bonusowo fotka rzeźby z parku przed pewnym biurowcem w Bazylei, która najprawdopodobniej była ruchoma jak pozostałe, ale akurat jej nie włączyli.

7 komentarze:

Robert Trzciński pisze...

Na ostatnim, nie powiem, światełko się ciekawie ułożyło.

I am I pisze...

No brawa za kondycję i dzięki za super zdjęcia :)

lavinka pisze...

Kadrowanie połowy długo trwało (rysa na szybce). Aparat Tomiego popsuł się pierwszego dnia (taki rok), więc byliśmy skazani ma mój i marne 1giga na karcie (jego karty nie pasują do mojego aparatu). Dlatego tylko troszkę ponad 1000zdjęć, inaczej wyszłoby 3 tyle, nie dałoby się tego obejrzeć ;)

Rock 60-70 pisze...

Gratuluję! Żeście zjechali niezły "kawałek świata". Nawet nie wiem co napisać, bo przy tak zmiennej pogodzie i raczej niezbyt sprzyjającej, to katorga nie mała. Mnie rozbawiły szachy na końcu - od razy XIII księga Tytusa mi się przypomina, jak na Wyspach Nonsensu chłopaki brali udział w zawodach szachowych.
Ale krajobrazy u Was jakby piękniejsze. To ile Was tam osób było na tej wycieczce? Jechałaś tylko Ty i Tomi, czy więcej osób?

Jak znajdę czas, to doczytam dokładnie relację z wyprawy, bo tylko przeleciałem po pierwszym etapie :-)

lavinka pisze...

W sumie było nas dwunastu rowerzystów pełnoletnich plus mała córeczka Longina jeżdżąca na ślicznym różowym rowerku przyczepionym do roweru taty specjalnym pałąkiem (razem tworzyli zgrany tandem). To nie pierwsza taka wycieczka Aidy, podróżuje z tatą od drugiego roku życia(wcześniej na foteliku). Czasami podjeżdżała trudniejsze odcinki (lub deszczowe) z kierowcą, który woził nasze cięższe bagaże, namioty, jedzenie i kuchenkę gazową do gotowania obiadu (część osób miała też własne epigazy). Nocowaliśmy w namiotach pół na pół na kempingach, pół na pół na dziko na leśnych parkingach (trzeba się było szybko rano zwijać, bo tam jest zakaz biwakowania poza kempingami).

Na miejsce część z nas (nie wszyscy zmieścili się do busa) jechała pociągiem z przesiadką w Berlinie i następnie kolejami regionalnymi na bilecie dziennym(39 ojro za 5 osób,wychodzi taniej niż podróż kolejami polskimi). Przesiadek było 4 w każdą stronę, ale za każdym razem w innym mieście i tak w drodze powrotnej czekaliśmy 4 godziny na pociąg w Stutgarcie - stąd te szachy w parku(znalezione przypadkiem podczas spaceru, park na tyłach dworca, plansze do gry trzy).

Marcin pisze...

Niezła brygada widzę, się zebrała. Po obejrzeniu zdjęć mam następujące wnioski:

- lubię niemieckie dworce kolejowe, zresztą podobne są we Wrocławiu czy Gorlitz.

- lubię budynki szachulcowe.

- geocaching to przypadłość międzynarodowa.

- stojak na rowery przed uniwerkiem rulez.

- L'lll to chyba najbardziej niewymawialna nazwa, jaką widziałem.

- fajnie że dałaś mapki z zaznaczoną trasą.

Super relacja, bardzo ciekawie się czyta!

lavinka pisze...

1.Longin w tym roku robił wiele wypraw, dlatego było tylko 12 osób, a nie 20, jak 2lata temu, kiedy Tomi z nim jechał ;) Ale od tamtej pory stara się zamykać listę chętnych w porę (10 dni wliczając podróż kosztowała nas 1200zł na łebka plus bilety wstępu na zamki i pamiątki).
2.Czy budynek szachulcowy to taki do grania w szachy?
3.Zwłaszcza niemiecka, tam skrzynka jest co parę km w całym kraju ;) Ale słabizna, tam poszli na ilość, nie na jakość niestety.
4.To oczywiście tylko jeden, reszta była normalna :)
5.Podobno wymawia się "lill", ale nie mamy pewności :)
6:Tomi je rysował dwa dni ;)

Prześlij komentarz