Był sobie taki film, o tytule Rezerwat. Niestety nie oglądałam, ale ponoć dobrze pokazuje praską codzienność. W pobliżu tej kamienicy kręcono zdjęcia. Kamienica zacna, niestety w strasznym stanie. Gdzieniegdzie widać jeszcze fragmenty tynku i ozdób z elewacji. Zwieńczenie okna na każdym piętrze było inne.
Uważne oko dostrzeże też małą kapliczkę w zagłębieniu muru.
Kamienica stoi przy ulicy Konopackiej.
Zdjęcia robił ToMi, znak wodny mi się dodał z rozpędu. Fotki nie moje, bo był mróz i mi łapy zmarzły na kość (zresztą aparat w komórce też).
37 komentarze:
bardzo ciekawa kamienica. A najlepsza kapliczka. Te praskie kapliczki są niepowtarzalne.
Praga w ogóle jest niepowtarzalna. Śpieszmy się ją kochać i podziwiać...
Trochę zostawiona sama sobie. Politycy przypominają sobie na moment przed wyborami, a potem stara gadka wraca.
Politycy zawsze o wszystkim sobie przed wyborami przypominają, a po wyborach doznają jakiejś dziwnej sklerozy.
Co do budynku - faktycznie ciekawe, że stoi na takim poboczu, jakby zapomniana. Mnie zawsze przerażają te balkony, które sprawiają wrażenie bardzo wadliwych, jakby trzymały się ostatkiem sił. Chociaż skoro przetrwały dziesiątki lat, to może nie grozi im oderwanie się od ściany.
Oj lubię takie kamienice, nawet w tak fatalnym stanie.
Jateż je lubię. Kiedys w każdej kamienicy były podobne kapliczki. Obecnie jeszcze są w domach na wsiach.
Wyjeżdżam 4 do sanatorium na prawie miesiąc. Nie wiem, jak będzie tam z siecią.
Kamienica w ruinie, ale niektóre okna zmienione. Tworzy to pewien kontrast.
A film jest rzeczywiście niezły. Żeby było bardziej klimatycznie, swego czasu specjalnie pojechałem do miejscowego kina go obejrzeć ;)
Uwaga - będę nieładnie pisać i spoilerować:
=============================================
Ten film to dno, szmira, tandeta, kloaka i ogólnie nieprawda. Zrobiony przez ludzi, nie mających nic z Warszawą wspólnego dla ludzi, nie mających nic z Warszawą wspólnego.
Na Pradze wszyscy jesteśmy dla siebie fajni a jak ktoś jest niefajny, to mu radę damy (na całą kamienicę jest jeden niecacy gbur, aktorzyna Karolak, którego zamyka w końcu policja, bo pobił aktorkę Bohosiewicz starszą). Poza tym przyjaźni są dla wszystkich menele, czytający "Wyborczą" na ławce przed domem (sic!), wprawdzie trochę pociągają z gwinta, ale nikomu krzywdy nie zrobią. Aha, i na Pradze wystarczy, że wyciągnie się aparat fotograficzny a już się robi magicznie: światło staje się miękkie, obraz się cudownie nabłyszcza tu i ówdzie i w ogóle jakby czarodziejka różdżką machnęła. A w razie gdyby komuś się nie spodobało, zawsze można - jak to w polskim filmie - rozebrać aktorkę pod pozorem artystycznej sesji fotograficznej (tu znów pani Bohosiewicz w rozmazanym artystycznie makijażu). I na Pradze spadkobierca-właściciel kamienicy, który ową kamienicę chce odebrać, gdyż jest wredny i bez serca, nagle owo serce dostaje od Matki Natury i mięknie, gdy widzi, jak Praga ładnie wychodzi na zdjęciach.
Takiego gnoju dawno nie oglądałem. Odradzam, chyba że ktoś lubi twory w stylu "Nigdy w rzyci", bo to ta kategoria artystyczna.
Czyli to ma być jakaś komedia romantyczna??
Problem tych filmów omawiałem niedawno z ludźmi i właśnie te przekłamania filmowe, ukazanie Warszawy jako raju na ziemi, sprawiają, że walą tu osobniki z całej Polski, a po przyjeździe następuje rozczarowanie, kurtyna opada, bo jak to? To w stolicy nie jest tak, jak filmy to pokazują??
@Marcin: Spodziewałam się tego, w końcu gdyby na filmie pokazali nagą prawdę, to by był dokument, a nie sztuka ;) BTW brakuje mi porządnych filmów dokumentalnych z naszej dekady.
@Rock: No, jak ktoś myśli, że fikcja literacka=rzeczywistość, to faktycznie słabo. To tak jakby ktoś czytając Krzyżaków pojechał na Grunwald i się dziwił, że to zwykłe pola są :)
Raz do roku można chyba pod Grunwaldem spotkać rycerzy :)
A co do dokumentów. To właśnie jest coś ciekawego, w sam raz dla twoich utyskiwań. Przeczytaj pierwszy tekst na stronie "Apel dokumentalistów" -
http://filmpolski.pl/
Raz do roku tworzą się tam takie korki, ze nijak to prawdziwej bitwy nie przypomina, chyba że o miejsca na parkingach ;)
A telewizja jest tak upolityczniona, że każdy dokument władza odebrałaby jako działanie opozycyjne. Teraz jest "cicha" cenzura. ;)
Przypomina mi się Balcerek, jak mówi 'U nas pod mięsnym jest taka bitwa, jak rzucą baleron'.
Teraz panuje polityczna poprawność w ogóle. Nie możesz nic powiedzieć od siebie, bo zaraz zostaniesz zaszczuta, że jesteś nietolerancyjna. Nie ma w ogóle czegoś takiego jak dyskusja, bo każdy asekurancko chce uchodzić za tolerancyjnego, wyrozumiałego, cudownego, kochanego osobnika. A jak co do czego, to piąchą między oczy. Taka tolerancja!
To już jest głębszy problem. Wbrew powszechnej opinii jesteśmy bardzo nietolerancyjnym narodem. Wystarczy nie posłać dziecka na religię, ba wystarczy powiedzieć, że się nie obchodzi świąt kościelnych typu Boże Narodzenie. I już można "piąchą między oczy", że dlaczego, że tradycja. :)
Dodając do tego głęboko zakorzeniony antysemityzm(zwłaszcza w środowiskach kościelnych) plus inne narodowe fobie i paranoje.... i mamy mecz piłki plażowej po krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.
Istny dom wariatów!
Ja jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może sobie ponarzekać, że czegoś lub kogoś nie lubi, ale czyny (zwłaszcza krzywdzące innych) to już nieprzyjemna sprawa.
Ale to nie temat na tego bloga :)
Wróćmy do praskich klimatów :))
A to a propos komedii polskich. Przepraszam, że ciągle zbaczam z tematu, ale tak mnie jakoś Marcin zainspirował. W każdym razie jest to felieton Krzysztofa Vargi z Dużego Formatu (jakieś dwa tygodnie wcześniej ukazał się krytyczny felieton jego autorstwa na temat komedii polskiej, co wzbudziło sporo kontrowersji i krótką dyskusję w telewizji)
http://wyborcza.pl/1,99494,9151722,Polska_mistrzem_Polski.html
W telewizji? Jak nie było na blipie ani fejsbuku, to się nie liczy. My teraz żyjemy nieszczęsnym komiksem dla dorosłych, który ktoś chciał dać do czytania dzieciom :)
Niestety taka prawda. Ale najlepsze, że nawet co starsi osobnicy dali się to wciągnąć. Fejsbuk rządzi ludźmi jak jakiś przytułek dla bezdomnych.
Wszystko wynika z fuszerki dziennikarskiej i niedoinformowania. Publika nie od dziś łyka wszystko, co podadzą w wiadomościach. Na fejsbuku przynajmniej można dopchać się jakoś do źródeł. Komiksy w pdfach krążą od 3 dni. Niezłą reklamę moim zdaniem dostała cała seria (choć niewątpliwie poziom miała raczej marny).
Nie tyle, że łyka wszystko co podadzą w wiadomościach, co ogólnie łyka wszystko co się obecnie tworzy. Reklama i ludzie są w stanie przyjąć wszystko. Bezkrytycyzm straszny.
Taka natura ludzka, że łatwiej nie myśleć, nie zadawać pytań... wierzyć.... ech.
Mi się film "Rezerwat" podoba(ł). De-facto wiele rzeczy jest (raczej) przesadzonych. A ruinkę tą już widziałem na żywo, bardzo fajna...
PS: I tak na marginesie - masz rację... Kiedyś pisałaś "Śpieszmy się kochać ruinki - tak szybko odchodzą"... ostatnio sobie to przypomniałem.
lata świetności ma stanowczo za sobą..
@Rock - tak, to coś to chyba "komedia romantyczna" chociaż nie do końca, bo nie wywołała u mnie śmiechu ani rozczulenia, tylko mdłości i poczucie zażenowania. Ale, ostatecznie, ja się przecież nie znam.
Marcin, a czytałeś ten felieton, który załączyłem powyżej? Ja się uśmiałem, a z drugiej strony to mocno przerażająca konstatacja.
http://wyborcza.pl/1,99494,9151722,Polska_mistrzem_Polski.html
Tak, przeczytałem i nadal będę promować swój projekt uzdrawiania społeczeństwa: podczas spisu powszechnego zbadać IQ i wystrzelić w kosmos tych poniżej normy.
Marcinie, kiepski gust z inteligencją niestety nie ma dużo wspólnego. Raczej z konformizmem typu = równamy w dół, bo jak się kto wywyższa, to pewnie czuje się lepszy, a nic przeciętnemu Polakowi nie poprawia nastroju bardziej niż to, że komuś kto miał lepiej - się nie powiodło :D
To samo się tyczy kina, pracy, zarobków... wszyscy chcą lepiej, ale lepiej od sąsiadów. Żeby im pokazać, żeby ich zażyło, żeby im gały z zazdrości na wierzch wyszły. Taka mentalność nie sprzyja refleksji a zatem i lepszemu kinu tym bardziej.
Ja może tylko - celem złagodzenia mojej wypowiedzi o filmie - dodam, iż nie jest moim zamiarem obrażanie ludzi, którym film ów spodobał się. Bo może jeśli ktoś potraktował go z założenia jako lekką komedię romantyczną a nie - jak ja - jako coś, co miało niby oddawać realia - to rzeczywiście jest to twórczość nieszkodliwa. I może bardziej niż sama jakość filmu uwiera mnie nierzetelność reklamowa: gdyby napisano, że to komedia romantyczna, w życiu bym na to nie poszedł. A tak się męczyłem.
Co do naszej narodowej mentalności, znasz moje zdanie.
Nie widziałem filmu, więc nie będę oceniał. Natomiast co do wypowiedzi Lavinki, to rzeczywiście tak jest, że podpatrujemy innych, obserwujemy co, kto ma, jak mu się powodzi i wzrasta w ludziach zazdrość. Bo skoro sąsiad czy kolega ma, to ja też muszę mieć. Nie ważne co. Po prostu - nie może człowiek być gorszy.
Okropne to jest i całe szczęście, jak na razie jestem ponad tymi rozgrywkami. Ludzi zaprzątają takie bzdety. A ponieważ, co też nie bez znaczenia, niemal wszędzie (praca przede wszystkim) dominują ludzie młodzi, ponieważ starsi zostali zepchnięci na bocznicę, to nie ma międzypokoleniowej wymiany poglądów. Zwróćcie uwagę, że dawnej niemal każdy zakład pracy, firma itd. była zbiorem ludzie starszych (których traktowano z szacunkiem) i młodszych. Teraz są tylko młodzi, piękni i...zawistni!!
Ale oczywiście. Odnoszę wrażenie, że większość ludzi robi pewne rzeczy po coś: żeby inni widzieli, że to robią. Dlatego mało kto wybiera własną muzykę do słuchania, własne książki, filmy itp bo potem nie ma się o czym rozmawiać z resztą tej "większości". Nikt nie zna nowych książek spoza Top 10 Empiku, ale wszyscy wiedzą, kto to jest np. Marta Żmuda-Trzebiatowska czy wiedzą, kiedy bierze ślub/rozwód pani, zapowiadająca pogodę w tv.
Inna sprawa, że mnie takie rozmowy od dawna nie są potrzebne. Żyję w swoim świecie i niech tak zostanie.
I znów wracamy do problemu komunikacji. Polacy rozmawiają o kimś/o czymś. Nie ze sobą. I tu mało wyjątków,nawet my często mówimy o architekturze, narzekamy na to czy na tamto, a taka dyskusja jak dziś, kiedy wymieniamy swoje poglądy na sprawę - zdarza się nieczęsto.
Sama się na tym łapię, że gdy dochodzi do różnicy zdań, muszę się mocno pilnować, by się nie pokłócić. Może lepiej gadać o tej jakiejś Żmudzie? Bezpieczny temat. Nie to co religia albo polityka ;)
Bo teraz to jest wszystko "pokazówa". Najbardziej przykre jest to, że ogarnia to ludzi młodych, jeszcze chodzących do szkoły. Od dziecka wpaja się w nich potrzebę błyszczenia. Rzecz jasna kwestia wychowania, ale dużo rodziców (o zgrozo, będących prawdopodobnie naszymi rówieśnikami) tak właśnie wychowuje swoje pociechy - żeby był najlepsze, miały jak najwięcej. Rety, jak ja chodziłem do podstawówki, to nikogo nie obchodziło co kto ma, bo w PRL-u tak naprawdę wszyscy mieli to samo. A teraz?
Natomiast ludzie w naszym wieku, jak się umawiają, to przeważnie - choć nie można generalizować - po to, aby zabłysnąć tym, gdzież to się było na wakacjach i jak cudownie było. Ach! Och! No po prostu konkurencja ogromna i można wpaść w stres w takich warunkach :))
Dawniej ludzie jeździli na nartach i...nic z tego nie robili. Teraz to jest niemal podniesione do rangi stylu życia, bycia na czasie. To samo z rowerami. Wszystko musi zostać sprowadzone do robienia z siebie kogoś wyjątkowego.
"Rety, jak ja chodziłem do podstawówki, to nikogo nie obchodziło co kto ma, bo w PRL-u tak naprawdę wszyscy mieli to samo. A teraz?"
Nie wiem kiedy chodziłeś do podstawówki, ale ja byłam w niej w latach 80 i gdy ktoś nie miał ciuchów z PEWEXu(albo z zagranicy), plus zabawki oczywiście(klocki Lego, Barbie, Fleur) - to się nie liczył towarzysko. Starsi szpanowali płytami, których nie można było kupić w Polskich Nagraniach i oryginalnymi jeansami ze stanów. Po prostu szpanowało się czym innym, zasada jednak się nie zmieniła.
Dzieci to łykają i w swych ocenach bywają nawet bardziej okrutne niż dorośli.
Ja chodziłem od 85 do 93, więc końcówka PRL. I nie pamiętam jakiś zajadłych konkurencji. Owszem, czasem zdarzyło się, że ktoś coś przyniósł, co mu rodzic z zagranicy przywiózł i wtedy taka osoba rządziła towarzysko, ale koniec końców liczyła się przede wszystkim dobra zabawa.
A już na podwórku w szczególności.
Może ja po prostu lepiej pamiętam, że kolorowe mydełko Fa było hitem wielu sezonów tylko dlatego, że było zagraniczne :)
Możliwe. Możliwe też, że ja po prostu takich niuansów towarzyskich nie dostrzegałem :)
Nie chcę pozować na wiecznego nonkonformistę, ale jakoś tak wyszło, że jak koledzy słuchali Sandry i Sabriny, to ja w domu miałem Beatles i Mamas & Papas i tak już od dawna zostało. Przez jakiś czas chciałem okresowo zbliżać się do tzw. normalnych ludzi i być tacy jak oni, ale zawsze wyłaziła ze mnie niefajność i zaniechałem prób.
Podstawówka: '82 -'90 :-)
I to nie jest tak, że nie mam szacunku do kogoś za to, że myśli inaczej niż ja. Skąd, własne zdanie zawsze w cenie. Mam tylko poważne wątpliwości co do ludzi, którzy myślą tylko o tym, co pomyślą o nich inni. Doradzałbym natychmiastową eutanazję.
Prześlij komentarz