Pewnie fani Bemowa mnie skrzyczą, że to nie żadne Bemowo tylko "coś tam coś tam", ale powiedzmy że to coś do niedawna było ziemią niczyją, a raczej powojskową, a teraz tam są takie same bloki jak wszędzie, tylko za płotem. Jakimś cudem uchował się ogólnodostępny plac zabaw, który zresztą graniczy z trzema placami zabaw, odgrodzonymi od siebie wysokim płotem, wszystkie zarośnięte, bo bloki się oddają do użytku z opóźnieniem. Paranoja z tymi płotami. Zresztą mam wrażenie że i tak prawie nikt się tam nie bawi. Ludziska z takich osiedli wolą zawieźć dziecko do centrum handlowego.
No ale wracamy do sztuki ulicy na ścianie parkingu.
A to świetlica po sąsiedzku. I otoczenie. Trochę przygnębiające.
11 komentarze:
Już niedługo samo istnienie placu zabaw między nowymi blokami i ich ogrodzeniami będzie miało posmak artystycznego performansu.
Jest wymóg ustawowy - plac dla każdej inwestycji.Czyli na dużycj jest jeden malutki mimo 5 bloków a na małych jest po jednym na blok i oczywiście zero dzieci.
Na starych inwestycjach za to zabierają... na moim osiedlu (ponad 10 zbloków z lat 60.) nie ma już ani jednego placu zabaw :(
Dzieci aktualnie nie spędzają "czasu wolnego" na placu zabaw, tylko w domu, przed kompem/konsolą, gdzi rodzice wprawdzie mają w ujściu jelita treści gier i zabaw, jakie pociechy mają przed oczyma, za to chełpią się pokazową troską i przekonaniem, iż podczas kwadransa pobytu na trzepaku i drabinikach milusińscy nie zostaną poćwiartowani/porwani/zgwałceni (fakultatywnie).
Anu, na dodatek kwestia zimna. Przecież wiadomo, że choruje się z zimna, a nie od bakterii, więc wystawienie dziecka z katarem na zewnątrz je na pewno zabije. Ja to już jestem dyżurną matką wyrodną, nawet z ospą wypuszczałam na krótko (spacer w wózku), a jak mała ma katar, to wyłazi na dwór jak zwykle. Nie widzę niczego złego w konsoli, o ile nie jest to jedyny sposób spędzania wolnego czasu, a niestety wiele dzieci po prostu nie ma alternatywy i to jest mega smutne.
Lubie graffiti ale tego nie widziałem. Tekst Twój mi się podoba. O grodzeniu, ogradzaniu. To już jakaś EPIDEMIA! Moja koleżanka z Amsterdamu opowiadała mi, ze ktoś z Polski jej się jej pochwalił, że mieszka na osiedlu strzeżonym. A Violka, która jakiś czas mieszkała w Rio DE Janeiro odpowiedziała jej: "U NAS W OSIEDLACH STRZEŻONYCH TO MIESZKAJĄ GANGSTERZY"
Pozdrowienia dla całej zarowerowanej trójki :)
U nas chyba też się zaczęło od gangsterów, a potem reszta społeczeństwa im pozazdrościła nie wiedzieć czemu. ;)
Ludzie w ogóle mają jakoś tak zakodowane, że jak jest zima (choć powiedzmy sobie, że teraz jeszcze kalendarzowo jej nie ma, mimo że grudzień), to należy w ogóle nigdzie nie wychodzić, ale jeśli już potrzeba nadejdzie, dziecko musi być owinięte trzema warstwami betonu i zalepione styropianem, żeby Boże broń nie przewiało. Nieważne czy pada deszcz, świeci słońce, czy cokolwiek innego w aurze by się nie działo.
Oj weź, to jest chore. Wiosną był taki cieplejszy dzień, 20 stopni w cieniu, tylko wieje. Kluska w samej koszulce i leginsach a i tak wydawało mi się, że było jej za ciepło, a jakaś mama krzyczała na starszą dziewczynkę, że ma włożyć bluzę, bo nie ma lata. Młodszy brat dziewczynki biegał w kurtce i zimowej czapce. Mnie w polarze było za ciepło, a ja raczej zmarźlak jestem, yyy.
Dzieci w zimowych czapkach paradują już wczesną jesienią. Nie dość, że wyglądają jak głupki, to sami rodzice zazwyczaj ubrani są dość przewiewnie i lekko.
Kiedyś we wrześniu widziałam niemowlę w puchowym kombinezonie a la ludek Michelin. Było całe czerwone i płakało. Pewnie było mu za zimno. ;)
Prześlij komentarz