Aktualności

Blog jest aktualizowany rzadko, ponieważ nieczęsto bywam w Warszawie. Ale czasem coś wrzucę.

środa, 8 grudnia 2010

==== Sezon pourlopowy nad Zegrzem ====

Nad Zegrze jeździ się jesienią. Nie ma ludzi, nie ma hałasu, spokój, cisza, nareszcie można odpocząć :)

29 komentarze:

Marcin pisze...

Hm, tak, na pewno w chwili obecnej można odpoczynek na miejscowej plaży uznać za godny zapamiętania :P

Er pisze...

no ale jak się pojedzie nad to Zegrze, to automatycznie - są tam ludzie, i cały spokój i odpoczynek diabli biorą...

lavinka pisze...

Mam to samo co Er, tłum na plaży = brak odpoczynku.

I am I pisze...

No patrzcie - i mnie to nie omija.

Marcin pisze...

Mam tak samo, z tym że na plaży i tak bardziej się męczę niż wypoczywam, ponieważ nienawidzę siedzenia/leżenia w miejscu.

lavinka pisze...

Latem jak człowiek na otwartej przestrzeni to leżeć za gorąco a w lesie komary. Nie ma bata, trzeba się ruszać :)

Marcin pisze...

Dlatego m.in. zaliczyłem na piechotę (wielokrotnie) niemal cały Półwysep Helski :-)

lavinka pisze...

Zazdr, na półwyspie nie byłam nigdy, widziałam go tylko z pociągu, chlip...

Marcin pisze...

To przy najbliższej okazji polecam cokolwiek poza Jastarnią (jest najbardziej zaludniona).

Er pisze...

hmmm...nie wiem, czy mię dobrze zrozumiano ;-)

lavinka pisze...

A co Er miał na myśli? :)

Anonimowy pisze...

O kazdej porze roku, mnie sie podoba, bo dawno juz tam nie bylam i mam mase dobrych wspomnien!
Dziekuje Lavinko i pozdrawiam serdecznie:)
AS czyli sad.a.5

yorryk pisze...

Przyłączamy się do tych co nie lubią tłoku.
Kolega Marcin przypomniał mi Hell a dokładnie Hel Bór.
Milion przygód. Woziłem m. in. rozpiskę aprowizacyjną. Rozpiskę kończyli sporządzać o 7.15-7.20 i miałem wrażenie że nikomu się nie spieszyło. Dokument trzeba było dowieźć do dowództwa na Helu do 7.50. Samo dotarcie to szosy tp był kwadrans, w zimie przez zaspy.
Minuta spóźnienia i cała jednostka następnego dnia nie dostaje jeść. Kłopot polegał na tym, że wojsko nie dostarczało transportu. Trzeba było wyjść na drogę i na stopa łapać co się da. Pamiętaj - mówił mi szef kompanii - jak się spóźnisz to cię zabiją. I nikt cię nie obroni. Na szczęście udało mi się z tej zaszczytnej roboty wymiksować i ... wpadłem w jeszcze gorszą.

lavinka pisze...

Wojskowe zwyczaje zawsze zadziwiały mnie swoją bezmyślnością i przywodziły na myśl sekty. Tam też trzeba było być wiernym guru i bez szemrania wykonywać rozkazy...

Rubeus pisze...

Jak zima się utrzyma, to po świętach sobie wezmę dzień urlopu i w tygodniu wyskoczę w tamte rejony komunikacją miejską :-)

Er pisze...

no dobra, tłumaczę, co miałem na myśli :-)
nie lubimy miejsc, gdzie są ludzie, tak?
jednakowoż sami nimi jesteśmy. dokądkolwiek więc pójdziemy, znajdziemy się w towarzystwie ludzi, choćby było to nasze własne towarzystwo. last but not least, to my tworzymy tłum, gdziekolwiek jesteśmy, jakkolwiek nieliczny byłby to tłum. własna obecność też czasem ciśnie, a już zwłaszcza innych, dla których tak samo jesteśmy przebrzydłym tłumem nad Zegrzem. nie mam ucieczki: dla nas od nas, i od innych, dla innych od nas tłumnych. piekło to inni, ale inni to my dla innych.
a na koniec:
;-)

lavinka pisze...

U mnie tłum zaczyna się powyżej 4 osób. Z tym że to muszą być obce osoby. Fobia społeczna.

Uciec można, po prostu bywać tam, gdzie natężenie ludzi jest mniejsze...

Er pisze...

to powiem jeszcze inaczej: nie mamy prawa narzekać na obecność tłumu, tam gdzie sami się pchamy.
w ogóle narzekanie na obecność innych ludzi napawa mnie zgrozą. "mam tak samo, tłum na plaży - nie ma wypoczynku". no doprawdy, zdarta płyta. ja w sumie TEŻ wolę pustą plażę w ... (nie powiem! ;-))) ) niż sardynki przy głównym wejściu na brzeg w Ustce, ale mam świadomość, że moja obecność na pustej plaży powoduje, iż pustą być przestaje.
ale wesoły i gwarny tłumek wczasowiczów (najlepiej, żeby mieli radyjka) potrafię lubić.

i jest jeszcze mówienie "Bieszczady... Beskid Niski... cudownie, nie ma tam nikogo...". w rzeczywistości trzeba przepychać się w ciżbie miłośników samotności.
tymczasem w Górach... (nie powiem!) można iść cały dzień, naprawdę nie spotykając nikogo...

literówka: wcześniej miało być "nie MA ucieczki" ;-)

a poza tym duże:
;-)

lavinka pisze...

Erze, czy widzisz jakiś tłum na powyższych zdjęciach? Nie bez powodu wybrałam się nad Zegrze po sezonie. Raz, że nie musiałam przeciskać się z rowerem przez tłumy z leżaczkiem, jeno paru wędkarzy, dwa - ja nikomu za bardzo nie przeszkadzałam (nie licząc wędkarzy, ale oni chyba przyzwyczajeni). Nad morze z powodu tłumu latem też bym nie pojechała, a nawet jeśli to na pewno nie poszłabym na plażę (chyba że bardzo późnym wieczorem, kiedy tłum siedzi w knajpach). Ale że nie byłam nad morzem od prawie 10 lat, to bardzo wątpię... chyba jednak wolę góry, łatwiej się schować ;)

Co innego kilka osób tu i tam, co innego, gdy pomiędzy ludzi szpilki nie da się wcisnąć. W sezonie letnim są takie miejsca (lub pory), gdy ludzi nie ma nigdzie. Z tego powodu latem podczas sezonu upalnego praktykowaliśmy z Tomim nocny rower. Ruszaliśmy o godz. 20 albo 21, około północy nie tylko nigdzie nie było ludzi, ba, nawet samochodów na drogach. Jeździło się wyśmienicie :)

Z tego samego powodu jeśli mam wybór, nie podróżuję po mieście w godzinach szczytu, nie umawiam się na kawę w piątek wieczór, itd. itp.

Tłum się tworzy, gdy wielu ludzi jedzie tą samą trasą, w tym samym czasie, w to samo miejsce. Tak tworzą się tłumy na koncertach(błeh), korki na ulicach(tu da się ominąć) czy kolejki w sklepach(też da się ominąć na szczęście, jeśli nie chodzi się do sklepu w godz.17-19).

Er pisze...

nie widzę na zdjęciu tłumu, bo tłum stał za aparatem.
OK, rozumiem argument o przeciskaniu się z rowerem, gdyś jest natury praktycznej.
lecz gdyby wszyscy plażowicze pomyśleli "nie mogę tu wypoczywać, bo przeszkadza mi tłum", musieliby się na siebie rzucić i nawzajem wymordować.
odi profanum vulgus et arceo - to już było tyle razy, że stało się nudne.
poza tym - mądrą zasadą życiową jest "nie możesz ich pokonać, więc się do nich przyłącz".
zapraszam na plażę w Jastarni w sierpniu!
;-)

Marcin pisze...

Można pojechać w sezonie nad morze i w góry, nie oglądając tłumu. Ja tak robię. A Er ma, oczywiście rację, bo to mniej więcej takie coś, jak narzekanie kierowcy na to, że jest korek. Acz chodziło mi o to, że istnieją alternatywne sposoby na fajne spędzenie wolnego czasu w sezonie, które nie muszą koniecznie oznaczać brnięcia w tłumie. Np bierze się maczetę i już tłum się rozpierzcha.

lavinka pisze...

To najgłupsza zasada jaką znam. Właśnie niej zawdzięczamy holokaust z drugiej wojny światowej. Mnie się udało pokonać tłum. Jestem tam, gdzie nie ma innych, a sama sobie nie mogę przeszkadzać. Poza tym jedna, dwie osoby nie są tłumem i nigdy tak nie twierdziłam. Twoje teorie są, wybacz, ale chore.

lavinka pisze...

@Marcin: A czy ja narzekam na korki? Nie, jeżdżę metrem albo tramwajami. Specjalnie nie kupuję samochodu, chociaż mnie na niego stać-właśnie z powodu tych korków. Mnie one nie przeszkadzają, bo je omijam. To że Erowi przeszkadza tłum tam, gdzie go niema, to już nie mój problem, ale jego. Ja nie narzekam na tłum, gdy on jest. Ja nie lubię tłumu, więc omijam miejsca, gdzie występuje. To takie trudne? Moim zdaniem łatwizna.

Er pisze...

o nie, mnie nie przeszkadza tłum w ŻADNYM wypadku. co więcej, udało mi się wytworzyć tłum, tam gdzie go nie ma, bo mam świadomość, że dla innych, co tłumem gardzą, ja nim jestem.
ale, jak pisałem, tłum lubię, co nie jest łatwizną, gdy się omija tłumne miejsca.

a żeby się Lavinka nie denerwowała, ubezpieczam się tradycyjnym:
;-)

lavinka pisze...

Erze, ale tłumu nie tworzy jedna osoba, ale wiele osób w tym samym miejscu. Korki są w określonych porach, w określonych kierunkach. Tylko to chciałam powiedzieć. Jeśli człowiek się postara to ani na tłum nie trafi, ani tłumu nie wytworzy. Ja popieram zasadę: "żyj, ale daj pożyć też innym" ;)

Anonimowy pisze...

Ja tez uwielbiam wszelakie miejsca wypoczynku po sezonie... w sezonie trzeba zapomniec o dobrym relaksie gdziekolwiek by sie nie bylo, tlumy ludzi wszystko potrafia popsuc!

Er pisze...

chyba nie udało mi się dobrze wyjaśnić całego zagadnienia: tego, co tworzy tłum nie z matematycznego punktu widzenia a psychologiczno-metafizycznego, i dlaczego nie należy gardzić ludźmi, tylko ich kochać, i jak czerpać radość z kolektywnego wypoczynku, tudzież nie udało mi się pokazać, jak to tłumy ludzi potrafią też zbudować wspólną unikatową wartość, podczas gdy wydaje się, że potrafią tylko wszystko zepsuć.

na wszelki wypadek:
;-)

Ambasador_Wierch pisze...

Ja też unikam tłumu. Acz nad Zalewek nie jeżdżę nawet poza sezonem, bo mi się nie najlepiej kojarzy. Ale byłem w zeszłym roku na Pojezierzu Gostynińskim - prawie takie same klimaty, jak u Ciebie.
Natomiast nie rozumiem, o co chodzi Koledze Erowi. Tłum to nie jest jedna osoba, ani dwie. Dla mnie czasem i pięćdziesiąt osób nie tworzy tłumu. Ja definiuję tłum jako konieczność spędzania czasu w sposób inny, niż bym chciał, na skutek obecności innych ludzi. Np. gdy jadę nad Biebrzę obserwować ptaki, a w niedalekiej odległości siedzi kilkunastu innych obserwatorów, a ja ich ani nie widzę, ani nie słyszę (wiadomo, ptaki obserwuje się z ukrycia i po cichu) - nie mam doznania tłumu. A jeśli jestem na działce i przyjeżdża sąsiad z żoną (dwie osoby), włącza radio i zaczynają się ze sobą do siebie z żoną drzeć - mam doznanie tłumu.
No, i znowu napisałem nie na temat byłem...

lavinka pisze...

Kolega Er sobie jaja robił, mam nadzieję, bo trochę przeraziła mnie wizja jego świata ;)

Pojezierze gostynińskie ciągle mam w planach, może dlatego że tam bezpośredni dojazd z rowerem nie jest łatwy. Ale może coś wymyślę w przyszłym sezonie :)

Prześlij komentarz