Aktualności

Blog jest aktualizowany rzadko, ponieważ nieczęsto bywam w Warszawie. Ale czasem coś wrzucę.

wtorek, 23 lutego 2016

==== C Akcja GTWb - "Warszawa, czyli..." ====

Nie bardzo chciałam, by ten temat wygrał, ciężko mi się pisze i robi zdjęcia pod tak ogólny temat. Wolę bardziej namacalne. Tym bardziej, że uczestniczę w zabawie od wielu lat i zwyczajnie pomału kończą mi się miejsca, które chciałabym wrzucić na blog, a Warszawa nie zmienia się tak szybko, by na bieżąco dostarczać mi materiału.

Warszawa, czyli... co? To przede wszystkim miasto, w którym się urodziłam i wychowałam. Kompletny przypadek, że akurat tutaj. Kiedy byłam młodsza i stykałam się z młodzieżą z innych rejonów Polski, wydawało mi się, że mi zazdroszczą. Nie do końca było czego. Daleko wszędzie, dzikie kolejki, bo tylko tu jako tako było z zaopatrzeniem, blokowisko jak w każdym innym mieście. Szkoła - tysiąclatka, to samo. Na dodatek już kilometr za moim blokiem potrafiły paść się krowy.

A jednak bywałam w "prawdziwej" Warszawie, czyli w centrum i lubiłam to. Lubiłam bliskość kina czy teatru, choć w nich nie bywałam poza spędami szkolnymi (mamy nie było stać, albo przynajmniej tak mówiła). Piękne witryny sklepów, które mogłam oglądać, bo przecież nic mi z nich nie kupowano. Warszawa była dla mnie przede wszystkim ulicą i budynkami, często ciasno przylegającymi do siebie. I chyba nadal taką pozostała. Tylko jeździ po niej za dużo samochodów, które mi zasłaniają kadry.

No i Pałac Kultury, zawsze go lubiłam, wbrew "trendom". Kolejna niedostępna twierdza w moim życiu, którą zdobywam po kawałku. Raz byłam w teatrze, parę razy w kinie, raz z klasą na 4 piętrze na wystawie Lego, nadal nie było mnie na tarasie i w większości wnętrz. Jakoś się nie składa, odczuwam go trochę jak groźnego smoka, który na moment przycupnął sobie i w każdej chwili może zionąć ogniem. Dlatego wolę omijać, niż do niego wchodzić. ;)


3 komentarze:

Wildrose pisze...

Zawsze zazdrosciłam tym z Warszawy, że mieszkają w stolicy. Wydawało mi się także, że są zarozumiali wyniesli i wywyższają sie po prostu, czułam się wśród warszawiaków jak z głebokiej prowincji (cos w tym jest)... potem jak zamieszkałam w trójmieście (o którym marzyłam w młodości) byłam dumna, że jestem gdynianką i chyba zrozumiałam warszawiaków. To naprawdę fajnie być z miasta, ktore się lubi, mimo tłoku, korków itd...itp...

Inny temat to PKiN, otóz zawsze go lubiłam, pasował mi do centrum stolicy, był dla mnie, obcej, takim punktem odniesienia kiedy się gubiłam w Warszawie, ale dojrzałam do mysli, że wolałabym aby go zburzyli, nie jest to dobra pamiątka po tamtych czasach. Tym bardziej, że już go prawie nie widać.

To tak w temacie - Warszawa - czyli.

lavinka pisze...

Co innego mieszkać w Warszawie od pokoleń, jak moja rodzina (jeszcze praprababcia była urodzona w Warszawie, prawdopodobnie jej rodzice też, ale tu nie dotarłam do danych, więc nie wiem), co innego wprowadzić się i udawać miejscowego. Sporo złej sławy Warszawie robią ludzie, którzy zadzierają nosa, a tak naprawdę nic nie wiedzą o stolicy, jej historii, nie byli w większości dzielnic, tylko dostali "przydział" w latach 70.

Marcin pisze...

Ja nie odczuwam, żeby "kończyły mi się miejsca" - niektóre odwiedzam raz na jakiś czas i zazwyczaj fotografuję co innego i inaczej niż poprzednim razem. Poza tym, jak śpiewał Zbyszek Pszczółkamajawodecki, "lubię wracać tam, gdzie byłem już" i dotyczy to nie tylko Warszawy.

Prześlij komentarz