Ja pamiętam koników dookoła Victorii - raczej od tyłu, niż przy wejściu (jak w "Zmiennikach"). Pełno ich było także przy wejściu do banku na Mazowieckiej, no i oczywiście stali przy każdym większym Pewexie.
Lavinko! Rozmawiałem z tymi artystami. Ale nie chcieli żebym im fotki nawet tyłem przy pracy zrobił. I uszanowałem to. Ja oczywiście pamiętam cinkciarzy wszędzie a nie tylko przed tym bankiem. Byli przed wszystkimi hotelami........na Starówce itp........kurs państwowy dolara wynosił 25 zł. Cinkciarze płacili 100 zł. Pozdrawiam Lavinkę turbo zakręconą
Najlepiej zapamiętałem cinkciarzy przed Pewexem na Targowej (Targowa 33). Natomiast przed NBP najlepiej zapamiętałem koszmarnie długie kolejki po monety kolekcjonerskie. Oj stało się stało, nieraz od piątej, szóstej rano :-).
Nawet ja pamiętam, choć ledwo przebiłem trzydziestkę. I to już z roku 2001. A było tak: Rok wcześniej, w 2000 czyli, jechałem na Międzynarodową Olimpiadę Fizyczną do Anglii. Dano nam kilka-chyba-dziesiąt funtów - takie kieszonkowe. Na miejscu okazało się, że w banknotach już wycofanych z obiegu... Więc oczywiście nie wydałem, bo nikt nie chciał przyjąć. Po powrocie do Warszawki (wtedy jeszcze mieszkałem w tym ****** mieście...) chodziłem więc od kantoru do kantoru - i wszędzie nie chcieli przyjąć - bo wycofane. W końcu poszedłem do NBP - pomyślałem albo tam, albo nigdzie. Pod bankiem stali wyżej wymienieni, więc nie wchodziłem nawet, tylko mówię, co i jak (nie mówię oczywiście, że te funty już wycofane). Pan cinkciarz zaoferował kurs chyba o dziesięć procent niższy od oficjalnego, zgodziłem się - i dobiliśmy targu. W domu Tata zdziwił się bardzo, że sprzedałem te funty, bo w międzyczasie zadzwonił do NBP i dowiedział się, że nie wymieniają wycofanych funtów. Najwyżej w Wielkiej Brytanii, i to tylko do końca tego (2001) roku. Więc - albo cinkciarz zaraz leciał do WB i przy okazji sobie dorobił, albo po dziś dzień mnie przeklina, na czym świat stoi...
Śmieszna historia :) Mnie natomiast przypomniała się straszna inflacja w latach 90 i moment gdy dolar zaczął lecieć na łeb na szyję. Madre zdążyła wydać ostatnie 10 na rakiety tenisowe dla nas (mnie i brata), miesiąc później nie starczyłyby nawet na Barbi ;)
To ja w ramach opowieści niesamowitych dodam, iż w budynku tym kręcono jedną ze scen "W labiryncie", z Markiem Kondratem i Anną Chodakowską. A w ogóle to ją ostatnio widziałem i niewiele się zmieniła, świetnie się trzyma.
Ładnie tu i ciekawie, w blogu znaczy. Będę bywał :-). A o cinkciarzy "ocierałem" się w latach 80-tych niemal codziennie, bo pracowałem niedaleko, na Czackiego. Tuż obok był ówczesny Bank Handlowy, niedaleko też Pewex na Kredytowej. Od rogu Świętokrzyskiej, co 2-3 kroki słychać było nęcące: - bony, dolary, marki, bony dolary, marki... Stare czasy, do których nie mam sentymentu. Pozdrawiam.
Wiesz, ja mały sentyment mam, w końcu to moje dzieciństwo, ale wolę obecne czasy, brak granic, pieniądze na karcie, komputery, komórki... nawet gdyby cywilizacja stanęła, nie byłabym zła. Szkoda tylko, że w sporej części świata nadal dolary, ojro są niedostępnymi Bogami itp.
11 komentarze:
Ja pamiętam koników dookoła Victorii - raczej od tyłu, niż przy wejściu (jak w "Zmiennikach"). Pełno ich było także przy wejściu do banku na Mazowieckiej, no i oczywiście stali przy każdym większym Pewexie.
Lavinko!
Rozmawiałem z tymi artystami. Ale nie chcieli żebym im fotki nawet tyłem przy pracy zrobił. I uszanowałem to.
Ja oczywiście pamiętam cinkciarzy wszędzie a nie tylko przed tym bankiem. Byli przed wszystkimi hotelami........na Starówce itp........kurs państwowy dolara wynosił 25 zł. Cinkciarze płacili 100 zł.
Pozdrawiam Lavinkę turbo zakręconą
Najlepiej zapamiętałem cinkciarzy przed Pewexem na Targowej (Targowa 33). Natomiast przed NBP najlepiej zapamiętałem koszmarnie długie kolejki po monety kolekcjonerskie. Oj stało się stało, nieraz od piątej, szóstej rano :-).
Tak czułam, że się kilku ciekawych rzeczy dowiem, jak wspomnę o cinkciarzach :)
Nawet ja pamiętam, choć ledwo przebiłem trzydziestkę. I to już z roku 2001.
A było tak:
Rok wcześniej, w 2000 czyli, jechałem na Międzynarodową Olimpiadę Fizyczną do Anglii. Dano nam kilka-chyba-dziesiąt funtów - takie kieszonkowe. Na miejscu okazało się, że w banknotach już wycofanych z obiegu...
Więc oczywiście nie wydałem, bo nikt nie chciał przyjąć. Po powrocie do Warszawki (wtedy jeszcze mieszkałem w tym ****** mieście...) chodziłem więc od kantoru do kantoru - i wszędzie nie chcieli przyjąć - bo wycofane. W końcu poszedłem do NBP - pomyślałem albo tam, albo nigdzie. Pod bankiem stali wyżej wymienieni, więc nie wchodziłem nawet, tylko mówię, co i jak (nie mówię oczywiście, że te funty już wycofane). Pan cinkciarz zaoferował kurs chyba o dziesięć procent niższy od oficjalnego, zgodziłem się - i dobiliśmy targu.
W domu Tata zdziwił się bardzo, że sprzedałem te funty, bo w międzyczasie zadzwonił do NBP i dowiedział się, że nie wymieniają wycofanych funtów. Najwyżej w Wielkiej Brytanii, i to tylko do końca tego (2001) roku.
Więc - albo cinkciarz zaraz leciał do WB i przy okazji sobie dorobił, albo po dziś dzień mnie przeklina, na czym świat stoi...
Śmieszna historia :)
Mnie natomiast przypomniała się straszna inflacja w latach 90 i moment gdy dolar zaczął lecieć na łeb na szyję. Madre zdążyła wydać ostatnie 10 na rakiety tenisowe dla nas (mnie i brata), miesiąc później nie starczyłyby nawet na Barbi ;)
No ja tez pamietam, ale nie tych ze stolicy :)
To ja w ramach opowieści niesamowitych dodam, iż w budynku tym kręcono jedną ze scen "W labiryncie", z Markiem Kondratem i Anną Chodakowską. A w ogóle to ją ostatnio widziałem i niewiele się zmieniła, świetnie się trzyma.
Bo to jest ten typ, co przez całe życie wygląda tak samo ;))) Kiedyś chyba co drugi film przełomu 80/90 miał tu jakiś epizod ;)
Ładnie tu i ciekawie, w blogu znaczy. Będę bywał :-). A o cinkciarzy "ocierałem" się w latach 80-tych niemal codziennie, bo pracowałem niedaleko, na Czackiego. Tuż obok był ówczesny Bank Handlowy, niedaleko też Pewex na Kredytowej. Od rogu Świętokrzyskiej, co 2-3 kroki słychać było nęcące: - bony, dolary, marki, bony dolary, marki... Stare czasy, do których nie mam sentymentu. Pozdrawiam.
Wiesz, ja mały sentyment mam, w końcu to moje dzieciństwo, ale wolę obecne czasy, brak granic, pieniądze na karcie, komputery, komórki... nawet gdyby cywilizacja stanęła, nie byłabym zła. Szkoda tylko, że w sporej części świata nadal dolary, ojro są niedostępnymi Bogami itp.
Prześlij komentarz