Zastanawiałam się, jak ugryźć temat, tym bardziej że ostatnimi czasy rzadko bywam w Warszawie i mam trudności w dorzucaniem drewna do kociołka. Podziękujcie kochanemu pkp, podróż między Żyrardowem a stolicą potrafi trwać ponad dwie godziny, jak się ma pecha. Nic nie można zaplanować. Trochę lepiej jeżdżą TLKi, ale nadal to trwa za długo.
Dlatego postanowiłam na blog wrzucić kubek na plaży nad Dunajem. W długi weekend nawiedziłam
góry pod Budapesztem, jak i
samo miasto. Więcej byłam w górach niż w dolinach, ale udało się trafić na magiczny moment. Było zimno, bo nadchodziło nad Europę ochłodzenie, które boleśnie daje o sobie czuć w Polsce, ale tak pięknie, że ten obraz zostanie mi w pamięci na lata.
Ale najpierw kubek.
A teraz magiczne widoki z brzegu słowackiego w kierunku węgierskim (tego dnia skróciliśmy sobie droge przez góry, przez co jechaliśmy 2x dłużej - sławne skróty Tomiego)
A Dunaj w Budapeszcie wyglądał tak:
edit: Podrzucam linki do relacji
Dzień
pierwszy,
drugi,
trzeci i
czwarty
oraz
relacja Tomiego z linkami do tras (Budapeszt i ostatni dzień jeszcze się pisze).